niedziela, 15 maja 2016

12. Zakład i zastraszanie.


Oh, na pewno tego nie wygrasz.

Justin's POV:

- Hazel, już tego nie ma – powiedziałem, próbując przekazać jej, że nie ma już pająka, przez którego tak wariowała.
- Wcale nie – zajęczała na kanapie, siedząc na swoich złożonych pod sobą nogach, a na jej kolanach leżała poduszka do obrony.
Jej słowa, nie moje.
- Wcale tak – odpowiedziałem, a ona wydęła dolną wargę, wychylając się za krawędź kanapy i zaglądając, jej oczy przeskanowały miejsce dookoła, zanim spojrzała na mnie.
- Jesteś pewien? - spytała, a ja zaśmiałem się z jej przerażonego tonu. To była dla mnie całkiem jej inna strona, gdyż jedyne jakie widziałem to zadziorna i pożądliwa.
Boże, mogę być lekko zakochany w jej pożądliwej stronie... i również w tej zadziorne... obie były gorące
- Tak, jestem pewien – odpowiedziałem, mały uśmiech pojawił się na moich ustach, gdy przeszedłem obok niej, odkładając poduszkę, która była w moich rękach, którą według Hazel miałem użyć do zabicia pająka.
Rzuciłem ją na kanapę, idąc do kuchni i przechodząc dookoła blatu, który stał pośrodku, łapiąc jabłko z miski z owocami, która stała przy krawędzi bufetu razem z paroma naczyniami.
Ugryzłem je, dźwięk gryzienia rozległ się, gdy moje usta wygięły się w pewnym siebie uśmiechu na wspomnienie tego, jak Hazel upuściła swoje jabłko, kiedy zacząłem się do niej dobierać.
...to był dobry poranek.
Może powinienem mieć częściej cipkę na śniadanie.
Śmiejąc się z tej myśli, wziąłem kolejny kęs jabłka, zanim krzyk Hazel dobiegł do moich uszu.
- Nie zabiłeś go! - zapiszczała, a ja przewróciłem oczami w rozbawieniu, połykając to co miałem w buzi, podczas gdy Hazel jęczała, żebym przyszedł jej pomóc. - Justin! - krzyknęła, a ja zaśmiałem się z jej żądającego tonu , który mógł sprawiać wrażenie, że wszystko z nią było w porządku, ale mogłem wyczuć za nim desperację.
Przeszedłem z powrotem przez drzwi do salonu, a ona stała na kanapie, przytulając poduszkę do jej klatki piersiowe, gdy patrzała tam i z powrotem na podłogę i mnie.
- Zabij go, proszę – powiedziała, a ja pokierowałem moje oczy na podłogę, widząc małą, czarną plamkę, która pełzała po moim kremowym dywanie w moją stronę.
Mały, przerażony pisk Hazel rozbrzmiał, gdy spotkałem pajęczaka w połowie drogi, zanim kucnąłem i przykryłem go moimi dłońmi, trzymając je razem tak mocno jak mogłem, bez zgniatania go.
- Zabierz go na dwór – powiedziała Hazel, a ja spojrzałem na nią z małym uśmieszkiem... Mogę mieć z tego trochę zabawy.
Wyprostowałem się i podszedłem do niej, widząc jak zmrużyła oczy, zanim zdała sobie sprawę, co zamierzam zrobić.
- Nie – powiedziała przechodząc przez kanapę na jej drugą stronę, zanim wypuściła z siebie mały krzyk, gdy wskoczyłem na sofę, rzucając na nią pająka... oczywiście udawałem. - Justin, nie – zapiszczała, rzucając we mnie poduszką, którą ominąłem i wtedy zobaczyłem jak zeskakuje z kanapy i wybiega z salonu, trzask drzwi podążył chwilę za nią, z czego się zaśmiałem.
Skoczyłem z powrotem na podłogę, podszedłem do okna i popchnąłem je, gdy je otworzyłem.
Strzepnąłem dłońmi, czując jak mała kreatura z nich spada, zanim zamknąłem okno i poszedłem znaleźć przestraszoną Hazel.
- Haze – krzyknąłem i usłyszałem ciche co zza rogu i z tonem, którego użyła, mogłem sobie tylko wyobrazić jak zirytowana wydyma wargę, na co się ironicznie uśmiechnąłem. - Wyrzuciłem go na dwór – powiedziałem, idąc w stronę jej głosu.
- Obiecujesz? - spytała zza drzwi od łazienki, gdzie ją zlokalizowałem.
- Tak – odpowiedziałem i usłyszałem jak przekręca zamek.
- Jeśli kłamiesz, przysięgam na boga, nigdy się nie będziemy pieprzyć – powiedziała otwierając drzwi.
- Jakbyś mówiła na poważnie – odpowiedziałem, a ona uniosła na mnie brew, gdy jej całe ciało było w moim zasięgu wzroku.
- Oh, jestem poważna – powiedziała, a ja spojrzałem na nią, próbując spojrzeć w jej oczy, by zobaczyć, czy kłamie, czy nie, ale trzymała swoje spojrzenie na mnie, a myśl o tym, że żartowała, stawała się coraz mnie realna, ale stałem przy swoim. - Nie uważasz, że jestem, prawda? - powiedziała powoli, ironiczny uśmieszek ozdabiał jej usta, gdy patrzała na mnie, a w jej oczach pojawiła się iskierka zadziorności.
- Nie, tak szczerze, to nie – odpowiedziałem, na mojej twarzy pojawił się pewny siebie wyraz, ponieważ nie było mowy, żeby zrezygnowała z seksu ze mną... bo nie zamierzała, prawda?
- Uważasz, że nie potrafię ci się oprzeć? - spytała, jej głowa była pochylona pod pewnym kątem, gdy spojrzała na mnie z figlarnym naprawdę wypisanym na twarzy.
- Tak – odpowiedziałem, śmiejąc się z pewnym siebie wyrazem twarzy, gdy ona zarejestrowała moją odpowiedź. Zamruczała po nosem i zmrużyła oczy z małym uśmieszkiem na twarzy, zanim się odezwała.
- Myślisz, że potrafisz mi się oprzeć? - spytała, a ja o tym pomyślałem.
...nie.
- Tak – odpowiedziałem, ignorując moją mentalną odpowiedź, a ona wydała z siebie droczące okej, jakby mi nie wierzyła. - Uważasz, że nie potrafię ci się oprzeć? - powiedziałem, parodiując jej poprzednie słowa, sprawiając, ze zachichotała.
- Tak – odpowiedziała dokładnie tak, jak ja wcześniej i zauważyłem, że na mnie patrzy, jej oczy były zdystansowane przez sekundę. Potem zwężyły się jak tylko mogły, zanim zastąpił je swawolny wyraz, jej usta ułożyły się w cwanym uśmiechu, po czym wróciła do rzeczywistości. - Chcesz się założyć? - spytała, gdy przerzuciła włosy, zgarniając je na jedną stronę.
- Zależy jaka jest nagroda? - spytałem i wtedy naszła mnie myśl nieskończonych możliwości, o co moglibyśmy się założyć.
- Hm... - zastanowiła się i odezwała parę sekund później. - Jeśli ja wygram, po poddasz się pierwszy, wtedy... - ciągnęła, a ja czekałem jaka jest jej odpowiedź, zanim jej oczy się rozświetliły. - Będziesz moją suką przez cały tydzień – powiedziała, a ja spojrzałem na nią z co wypisanym na twarzy. - Wszystko co chce, kiedykolwiek i gdziekolwiek – powiedziała, ze złośliwym uśmieszkiem. - I nie możesz mi niczego odmówić – skończyła, gdy ja na nią spojrzałem, rozważając jej ofertę.
- A co jeśli ja wygram? - spytałem, a ona wzruszyła ramionami, przygryzając dolną wargę, gdy jej uśmieszek lekko zniknął, ale wciąż był widoczny. - Twój wybór, możesz mieć wszystko co chcesz? - powiedziała, z droczącą iskierką w oczach.
- Wszystko – powtórzyłem do siebie powoli, myśląc o tym, co mogłem zrobić ze zwycięstwem spowodowanym poddaniem się Hazel i czym mogłem je wydłużyć, otrzymując moją późniejsza nagrodę. - Ty – powiedziałem. - W moim domu przez tydzień- kontynuowałem, a ona uniosła swoje brwi z ciekawości. - Nie możesz nosić ciuchów i mogę cie pieprzyć kiedy tylko chce – powiedziałem, szeroki uśmiech uformował się na mojej twarzy, gdy zrzuciłem na nią moją nagrodę.
- Oh, na pewno tego nie wygrasz – powiedziała, a ja mogłem wyczuć rywalizację tworzącą się między nami.
- Zobaczymy – odpowiedziałem, a ona zadrwiła, zanim znów się odezwałem. - W końcu jestem świetnym tenisistą.

>>> 2 tygodnie później <<<

Hazel's POV:

- Ja dosłownie zaraz... - zacisnęłam zęby, wydychając głęboki oddech przez nos, gdy zrzuciłam buty, nie kłopocząc się ze stawianiem ich równo, gdy przeszłam do mojego salonu, rzucając się na kanapę.
- Nie pozwól mu się do ciebie dostać – powiedziała Sienna, a ja wciągnęłam powietrze, zanim je wypuściłam, odchylając głowę do tyłu, gdy myślałam o tym, co się stało.
Poszłam na moją rozmowę o pracę do Berkshire tylko po to, żeby siedzieć i tłumaczyć, dlaczego powinnam zostać wybrana na to stanowisko i potem zostać odrzucona, bo Trent przekazał, że jestem niekompetentna i niesolidna oraz, że nie potrafię zamknąć buzi...
Oh, uwierzcie, że jak go tylko kurwa zobaczę to...
- On chce tylko twojej reakcji – powiedziała Sienna, przerywając ciąg moich myśli.
- Ta, niech się lepiej zorientuje, że nie tylko dostanie moją reakcję, on do cholery zaczął wojnę – wymamrotałam, wstając i idąc do kuchni.
Usłyszałam kroki Sienny za mną, gdy otworzyłam lodówkę... jedzenie pomoże na złość... jedzenie pomaga na wszystko.
- Jesteś głodna? - spytałam ją, a ona potrząsnęła głową, biorąc szklankę z mojej szafki i wypełniła ją wodą, zanim usiadła przy wysepce, wyciągając spod niej wysoki stołek.
Wyciągnęłam truskawki i bitą śmietanę z lodówki, po czym wzięłam miskę, deskę i nóż.
Umyłam truskawki i zaczęłam odcinać ich szypułki, a następnie wkładałam je do miski. Gdy już podniosłam jedną i miałam wycisnąć na nią śmietanę, usłyszałam pukanie do drzwi i wypuściłam z siebie oddech pełen złości.
- Wyluzuj Hazel – zaśmiała się Sienna, a ja wzięłam ze sobą truskawkę i podeszłam do drzwi przez salon, zanim je otworzyłam.
- W porządku Gburku – Jacob powiedział do mnie, gdy zmierzwił mi włosy, sprawiając, że jęknęłam, gdy wgryzłam się w owoc. Zaśmiał się ze mnie, zanim przeszedł obok mnie i do kuchni, a ja odwróciłam się z powrotem do drzwi, widząc stojącego w nich Justina.
- Wszystko okej? - zaśmiał się, a ja dosłownie wydęłam wargę jedząc truskawkę i wydałam z siebie marudzące nie, na co się uśmiechnął. - Co się stało? - spytał, wchodząc do środka, a ja zamknęłam za nim drzwi.
- Trent się stał – powiedziałam idąc do kuchni, słysząc, że Justin idzie za mną.
- Co zrobił? - spytał, a ja mogłam wyczuć lekką irytację w jego głosie.
- Wiesz, że byłam dzisiaj na rozmowie o pracę, w Berkshire – powiedziałam, odwracając się do niego, a on zamruczał pod nosem, podczas gdy Sienna i Jacob prowadzili własną rozmowę. - Powiedział im, że jestem, i tu cytuję, niekompetentna i niesolidna oraz, że nie potrafię zamknąć buzi – powiedziałam, a jego oczy się lekko rozszerzyły, zanim je zmrużył i lekko zacisnął szczękę.
- To dość żałosne jak na niego – powiedział, a ja się zgodziłam, łapiąc bitą śmietanę i nakładając jej trochę na truskawkę.
Dźwięk wyciskania śmietany rozległ się w powietrzu, sprawiając, że Sienna i Jacob spojrzeli na mnie, a ja się lekko zaśmiałam, gdy patrzeli na mnie dziwnie.
- Chcecie trochę? - spytałam, a oni zaśmiali się, trzęsąc głowami, gdy odwróciłam się z powrotem do Justina, trzymając truskawkę ze śmietaną w jego kierunku,
- Nie, dzięki – odpowiedział, a ja wzruszyłam ramionami, wgryzając się w nią. - Więc zgaduję, że nie dostałaś pracy? - odezwał się, a ja przytaknęłam z grymasem, zdając sobie sprawę z tego, ze rzeczywiście nie miałam pracy.
Byłam bezrobotna... cóż, świetnie.
- Co zamierzasz zrobić? - spytał mnie, a ja wzruszyłam ramionami, wyciskając więcej śmietany na kolejną truskawkę.
- Prawdopodobnie poszukam innej pracy... chociaż Trent może mi to zrujnować jeszcze raz, jeśli to zrobię – odpowiedziałam, a on zamruczał pod nosem, trzymając lekko zdystansowany wyraz twarzy. - Justin – powiedziałam, machając ręką przed jego twarzą.
- Tak, słucham – powiedział, sprawiając, że lekko się uśmiechnęłam, zanim pochłonęłam kolejną truskawkę. - Po prostu myślę – powiedział, a ja przytaknęłam, bardziej do siebie niż do niego, gdy moje myśli powędrowały całkiem gdzie indziej.
Wciąż musiałam wymyślić, jak rozdmuchać to, co Trent mi zrobił, prosto w jego twarz i wciąż musiałam wygrać zakład z Justinem.
Obydwoje byliśmy zajęci przez cały tydzień, więc nie widzieliśmy się zbyt często, ale teraz spędzimy ze sobą większość nadchodzących dwóch i pół tygodni, ponieważ lecimy do Kanady za 2 dni.
...jak już o tym mówimy, muszę się spakować.
- My już idziemy – powiedział Jacob, a ja odwróciłam głowę w ich stronę. - Mamy lot jutro wcześnie rano, a Sienna się pakuje na ostatnią chwilę – przewrócił żartobliwie oczami, a Sienna lekko go uderzyła, na co się uśmiechnęłam.
Również jechali do Kanady, ponieważ mieszkała tam rodzina Jacoba, ale musieli tam być dzień wcześniej, by wyjaśnić jakieś sprawy.
- Miłego pakowania – powiedziałam do Sienny, a ona wypuściła oddech, unosząc brwi, z czego się zaśmiałam. - Masz dużo do zrobienia? - spytałam, a ona pokręciła głową.
- Nie, nienawidzę pakowania, Jacob zawsze robi je za mnie – powiedziała, a Jacob zamruczał pod nosem, drocząc się z nią, na co ona spojrzała na niego z lekko wydętą wargą, sprawiając, że powiedziałam aww w myślach.
Po paru minutach byli już za drzwiami, po tym jak ja i Justin się z nimi pożegnaliśmy i wtedy zamknęłam drzwi, a Justin się odezwał.
- Haze, jesteś już spakowana? - spytał, a ja rzuciłam nope, gdy wróciłam do kuchni trzeci raz w ciągu tej godziny.
- A ty? - spytałam, a on przytaknął dumnie, a ja rozbawiona przewróciłam oczami. - Mam tyle do zrobienia, to nieprawdopodobne – powiedziałam, sięgając do blatu po kolejną truskawkę, która była w zaczynającej już pustoszeć misce.
Złapałam śmietanę i potrząsnęłam puszką, zanim nacisnęłam, by wyleciało trochę, ale tym razem wydostał się dźwięk wyciskanego powietrza, a ja wyjęczałam małe nie, gdy małe kropki cieczy wypłynęły, zamiast mojej pienistej dobroci,
- Głupia rzecz – wymamrotałam, a Justin zaśmiał się ze mnie, sprawiając, że na niego spojrzałam. - Nie śmiej się, jestem teraz smutna – powiedziałam, sprawiając żartobliwie przewrócił oczami. - Nie mam śmietany do truskawek – wydęłam wargę, dramatycznie ześlizgując się po boku blatu i siadając na podłodze, wgryzłam się z truskawkę bez śmietany, gdy spojrzałam w górę, by zobaczyć go jak patrzy na mnie z małym uśmiechem na ustach.
...oh, te usta.
Takie miękkie i ciepłe, wszystko w jednym, jeden z wielu powodów, dlaczego lubiłam go całować.
- Chcesz, żebym poszedł ci ją kupić? - spytał mnie i zgaduję, że zobaczył jak moje oczy rozświetliły się na jego słowa, z czego się zaśmiał.
- Jesteś materiałem na chłopaka – powiedziałam, przysuwając się do niego i przytulając jego nogę.
- Ale dziwnie – wymamrotał lekko się śmiejąc, a ja westchnęłam usatysfakcjonowana, gdy przycisnęłam policzek do jego uda...to była dziwna pozycja, ale zaskakująco wygodna. - Zdajesz sobie sprawę, że jeśli chcesz, żebym poszedł do sklepu, musisz mnie puścić, co nie? - spytał, a ja mogłam wyczuć jego rozbawiony ton głosu, gdy wciąż trzymałam go za nogę, nucąc pod nosem na jego słowa. - Haze – zaśmiał się, a ja otworzyłam oczy i spojrzałam na niego. - Chcesz iść ze mną? - spytał, a ja o tym pomyślałam.
...musiałam kupić parę rzeczy do mieszkania jak i na podróż do Kanady...
Przytaknęłam na jego pytanie i wyciągnęłam rękę, a on za nią złapał, zanim delikatnie mnie podniósł.
Wstałam, podnosząc się do poziomu jego ramienia, gdy staliśmy twarzą w twarz.
był całkiem wysoki, jego wzrost sięgał na pewno powyżej 180cm, gdyż był ode mnie wyższy.
- Daj mi dwie sekundy – powiedziałam, a moje oczy powędrowały do jego ust, na których uformował się mały, ironiczny uśmiech.
Zamruczał pod nosem, gdy oderwałam oczy od niego i odeszłam, uśmiechając się do siebie.
Czy to dziwne, że tęskniła za nim przez ten tydzień, bo go prawie nie widziałam? No bo... Nie wiem...
Ignorując moje myśli weszłam do pokoju i zobaczyłam Blue śpiącego w rogu, który sprawił, że zabiło mi serce... jest taki słodziutki asdfghjkl.
Zaśmiałam się lekko do siebie, zanim uczesałam włosy i zastąpiłam moją białą marynarkę czarnym, dopasowanym płaszczem. Był dopasowany na górze, ale rozchylał się na dole... nie zbyt dziewczęco, ale przynajmniej twarzowo.
Spryskałam się perfumami i spojrzałam w lustro, upewniając się, że wyglądałam przyzwoicie, zanim wzięłam moją torebkę i wyszłam z pokoju.
Zobaczyłam jak Justin pisze coś na telefonie, mały grymas na jego twarzy, gdy jego głowa była pochylona, jak patrzał na telefon.
- Jak dalej będziesz tak robił, to ci tak zostanie – powiedziałam, drocząc się z nim, a on spojrzał na mnie z uśmiechem na ustach.
- Jesteś gotowa? - spytał, a ja przytaknęłam biorąc mój telefon z kanapy i wkładając go to torebki.
Upewniłam się, że miałam klucze, zanim podeszłam do drzwi i założyłam moje czarne obcasy, słysząc Justina za mną.
- Jak możesz w nich chodzić? - spytał, a ja spojrzałam na moje buty, zanim wzruszyłam ramionami.
- Po prostu się przyzwyczajasz – odpowiedziałam, a on spojrzał zaniepokojony na moje buty.
- Jeśli się w nich przewrócisz, to nie moja wina – odpowiedział.
- Nie martw się, zawsze możesz mnie od tego uratować, łapiąc mnie jeszcze raz – odpowiedziałam, uśmiechając się do niego znacząco, sprawiając, że przewrócił oczami rozbawiony.
- Chodź – uśmiechnął się, otwierając drzwi i przepuszczając mnie w nich, zanim ruszyliśmy do sklepu.

Justin's POV:

- Jakie to jest drogie – powiedziała Hazel naprzeciwko mnie, gdy ja oparłem się za uchwyt wózka, powoli podążając za nią, kiedy ona porównywała ceny. - No zobacz – powiedziała podnosząc jabłko. - 1.26$ za jabłko – wymamrotała z dezaprobatą odkładając je do kartonu, zostawiając mnie rozbawionego z tego jak bardzo była narwana na punkcie porównywania cen i tego, co miało największą wartość. - Nie kupię tego – wymamrotała, zanim w alejce rozległ się dźwięk stukania obcasów, sprawiając, że odwróciłem głowę w jej stronę i ją obserwowałem.
Była ubrana cała na czarno, a sposób w jaki jej skóropodobne spodnie opinały jej nogi, dał mi dobry powód do fantazjowania... to nie tak, że w ogóle jakiegoś potrzebowałem.
Obserwowałem, gdy powoli szedłem w jej stronę. Przykucnęła, jej tyłek wystawał spod rąbka jej płaszcza.
- Czy potrzebuję... - powiedziała, ale jej głos rozmył się, gdy zacząłem śnić na jawie.
Chciałem kopnąć Trenta w twarz, za to, że zniszczył Hazel szanse na znalezienie pracy. Miała kurewski talent, który teraz się zmarnuje, bo prawdopodobnie, żadna firma jej teraz nie przyjmie, przez opinię Trenta.
Dupek.
- Czy powinnam wziąć te? - spytała, a ja spojrzałem na nią, trzymającą dwa ananasy.
- Obojętnie – odpowiedziałem, a ona zaśmiała się lekko.
- Nie słuchałeś, prawda? - uśmiechnęła się, a ja odpowiedziałem nope, na co przewróciła oczami.
Skończyło się tak, że wsadziła oba ananasy do koszyka, zanim poszła naprzód, zostawiając mnie znowu z tyłu, żebym za nią szedł... to nie tak, że narzekałem, bo miałem świetny widok na jej tył, gdy pochylała się, żeby wziąć coś, co chciała.
Mówiąc o jej tyle... ten zakład, który mieliśmy, muszę go wygrać.
Musiałem wytrzymać i sprawić, żeby poddała się pierwsza, zanim będę mógł dumnie ogłosić mój tytuł zwycięzcy, a potem wzmocnić go jej spaniem w moim domu, przez tydzień, nago i dobieraniem się do niej kiedy tylko chciałem.
ah, myśląc o tym... to byłby bardzo dobry tydzień.
- O której mamy samolot w piątek? - spytała, gdy położyła paczkę truskawek obok ananasów.
- 5 rano – odpowiedziałem, a ona wypuściła powietrze.
- To znaczy, że nie będę spała całą noc i prześpię się w samolocie – powiedziała, a ja się z nią zgodziłem, ponieważ jeśli nasz samolot jest o 5 rano, to musimy wyjechać około 3:30 w nocy, żeby dotrzeć na lotnisko.
- Chcesz, żebym po ciebie zajechał? - spytałem jej myśląc o tym... mieliśmy całkowicie inne wejście dla prywatnych lotów i nie sądzę, żeby wiedziała gdzie iść.
- Mógłbyś? Bo prawdopodobnie nie będę wiedziała gdzie iść, ani co zrobić – odpowiedziała. Widzicie, mówiłem wam.
- Jasne, nie ma sprawy, będę u ciebie około 3:30 – odpowiedziałem, a ona przytaknęła, bardziej jakby do siebie niż do mnie, a potem wróciła do brania zakupów.
Miejmy nadzieję, że ta wycieczka nie tylko pozwoli mi pokazać mojej mamie, ze potrafię zdobyć dziewczynę, ale też da mi szansę na wygranie tego zakładu...
Kanado, nadchodzimy.

>>Później, tego samego popołudnia<<

Hazel's POV:

- Nie możesz tego zrobić – powiedziałam do Trenta, gdy on uśmiechał się głupkowato pokazując mi zdjęcie moje i Justina.
Gdy już myślałam, że ten dzień będzie chociaż odrobinę spokojny, po tym jak Justin rozproszył moje myśli od zawalonej rozmowy o pracę, którą miałam, sam diabeł postanowił się pokazać, by stworzyć więcej problemów.
Zdjęcie było zrobione pod kątem i z wysokości, ale mogłeś zobaczyć rękę Justina pomiędzy moimi nogami oraz moją głowę na jego ramieniu.
Było lekko rozmazane, ale można było as łatwo zobaczyć...łatwo w tym sensie, że było wiadome, że to my.
Było one z tego ranka, gdy Justin się do mnie dobrał...
- Cóż, jeśli nie chcesz, żebym to zrobił, to musisz zapłacić mi małe honorarium – powiedział, a ja spojrzałam na niego ze zmrużonymi oczami.
Mam w dupie pierdolone honorarium.
Byłam sama w mieszkaniu, gdyż Justin poszedł do domu pół godziny temu i przypadkowo Trent pojawił się parę chwil później, mając jaja przychodząc do mnie po tym co zrobił dzisiaj rano przez moją rozmowę o pracę.
Pokazał się, zastraszając mnie, co przerodziło się w to, co dzieje się teraz. Wytłumaczył jak zniszczył moje mieszkanie i zainstalował ukryte kamery jako akt zemsty za to, co zrobiłam na balu charytatywnym.
Najwidoczniej upokorzyłam go tak bardzo, że musiał mi zrobić to samo... tak wiem, żałosne, prawda?
Nie tylko było to kurwa dziecinne, ale teraz zamierzałam oskarżyć go o naruszenie prywatności.
- Zapłacę to honorarium – powiedziałam zirytowana. - Tylko daj mi te pierdolone zdjęcia – powiedziałam, zaciskając moje usta w cienką linię, ponieważ mówiłam poważnie.
Wiedział, że jeśli ze mną zadrze, to tylko się to na nim odbije, ale miał czelność przychodzić do mnie i mnie wnerwiać.
- Nie... nie – powiedział, podnosząc USB w swojej ręce, które zawierało zdjęcia.
Upewniłam się, że były na nim, gdy zażądałam, żeby podłączył je do mojego komputera.
Były one całkiem wulgarne i wiedziałam, że jeśli wyśle je do kogokolwiek innego, Justin będzie miał kłopoty.
Byłam bardziej zmartwiona nim, niż mną, ponieważ on nie tylko miał międzynarodowy biznes do zarządzania, ale wiedziałam też, ile ma pracy jako dyrektor naczelny, więc nie potrzebował dziecinnego zachowania Trenta do swojej kolekcji.
- Nie chcę twoich pieniędzy – powiedział, a ja uniosłam na niego brwi. - Chce, żebyś mi dała pieniądze Justina – dokończył, a moje usta się otworzyły. - Oh i to małe honorarium o którym mówiłem... - odezwał się znowu, patrząc na mnie z chorym i cwanym uśmiechem. - Nie jest takie małe – denerwował mnie, a ja wyobraziłam sobie, jak przebijam jego wielką, pierdoloną głowę moimi rękoma.
- Ile chcesz? - spytałam bez ogródek, a on zaśmiał się patrząc na mnie z czystą radością.
- 100,000$ - powiedział, a ja poczułam jak zasycha mi w gardle.
- Za zdjęcia? - spytałam, a on przytaknął pewny siebie, sprawiając tylko, że milion rzeczy przebiegło przez moje myśli.
Nie tylko miałam zapłacić pieniędzmi Justina... ale jak do cholery miała to zrobić, żeby to nie wyglądało, jakbym go okradała...
Nie byłam taka.
Jeśli by się dowiedział, wyszłabym na skąpca... albo zdesperowaną dziwkę, bo chciałam go przelecieć.
- I jak do cholery chcesz, żebym wzięła od niego 100,000$ bez pytania i wiedząc, że ty je chcesz – powiedziałam, a on tylko uśmiechnął się do mnie.
- Wiem, że coś wymyślisz – uśmiechnął się, przewracając USB w palcach, a gdy chciałam je zabrać, odsunął się i cmokał na mnie w dezaprobacie, jakbym była jakimś psem.
Co do...
- A teraz bądź grzeczną dziewczynką i dostarcz te pieniądze na moje konto w ciągu 72 godzin albo twoje śliczne zdjęcia zostaną wysłane nie tylko do wszystkich pracowników Bieber Enterprises, ale też do twoich rodziców – powiedział, z chorą rozkoszą błyszczącą w jego oczach, a mi zaschło w gardle... jeśli wysłałby je do moich rodziców, to oznaczałoby tylko dwa najgorsze tygodnie z nimi w Kanadzie.
- Nie zrobiłbyś tego – powiedziałam, próbując nie brzmieć słabo w tym momencie, ale on zaśmiał się ze mnie.

- Tak jak Bieber powiedział wtedy o mnie... Spróbuj.


----------------------------
No i jest. Jakaś dziewczyna miesiąc temu pisała do mnie na asku o pomoc przy blogu i dalej się do mnie nie odzywała, więc jak to czytasz, to się odezwij, bo nic mi nie powiedziałaś i idk.
No to tyle.
Komentujcie, ładnie proszę (jeszcze), bo ja siedze parę godzin i tłumacze, a wy się nawet na komentarz ie wysilicie, nieładnie.
elo

9 komentarzy:

  1. Genialny ! Kurde oby się ułóż yo z tym dupkiem Trentem I uuuu ciekawe kto wygra zakład...😚

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny! Czekam na kolejny! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pierdolony Trent

    OdpowiedzUsuń
  4. bardzo ładny rozdział :) Bardzo mi się podoba ogólny przekaz. Oby tak dalej bo jestem ciekawa ;D
    http://mijnlevenreis.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Boze
    Te opisy
    To zycie ok
    Świetnie tlumaczysz, swoja droga:))
    Trent to cipa
    Boze, wykastrowalabym takiego
    Jezu, nie moge doczekac sie wyniku zakladuuu, tak bardzo aff
    To ten, ja czekam na kolejny i zmykam dodac ksiazke do biblioteki
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Trafiłam na tego bloga przypadkiem i jestem zachwycona jak precyzyjnie jesteś w stanie to tłumaczyć jak i nadawać sens i przekazywać emocje sytuacji. Czekam na kolejny bo muszę przyznać bez bicia, że trochę mnie wciągnęło ;)
    Pozdrawiam.
    Shwaty B

    OdpowiedzUsuń
  7. Przeczytałam Twojego bloga w 2 dni! I jestem zachwycona
    Czekam na next xxx

    OdpowiedzUsuń