poniedziałek, 14 listopada 2016

20. Kawa z towarzystwem.

Zapraszasz mnie na randkę?

Hazel's POV:

- Nie, nie zrobiłam tego – odpowiedziałam Justinowi, sącząc moją kawę z kubka, gdy wiózł nad do swoich rodziców. Mieli ogromny świąteczny lunch, na który również był zaproszony mój brat, więc byliśmy w drodze do ich domu.
- Zrobiłaś, dosłownie mnie złapałaś i wciągnęłaś ze sobą pod prysznic – powiedział z filuternym uśmiechem, gdy jego słowa odbiły się po samochodzie. Zamruczałam w odpowiedzi, biorąc kolejny łyk mojej kawy, gdy patrzyłam przed siebie, próbując się powstrzymać od wyglądania jak Grinch, gdy powstrzymywałam potrzebę uśmiechania się jak szaleniec.
Zaśmiał się ze mnie, zanim zapadliśmy na minutę w komfortową ciszę, a ja wróciłam myślami do momentu, gdy przeglądałam się dziś rano w lustrze.
- Justin – zaczęłam, a on zamruczał, podkręcając ogrzewanie, kiedy zauważył, że się trzęsę. - Dlaczego mam ślad po ugryzieniu na tyłku? - spytałam go, a on najzwyczajniej się zaśmiał i jego usta wygięły się w szerokim uśmiechu.
- Mikołaj mi powiedział, że jesteś na jego niegrzecznej liście i powiedział, że mam cię ukarać – powiedział dumny, a ja zmrużyłam na niego oczy z małym uśmiechem na twarzy, spowodowanym przez jego słowa. - To prawda, Mikołaj ma zawsze rację.
- Więc jestem na niegrzecznej liście? - spytałam, trzymając kubek w moich rękach, czując jak ciepło przechodzi przez ceramikę, gdy na niego patrzałam.
- Zdecydowanie jesteś na mojej – uśmiechnął się znacząco, chwilowo odrywając wzrok od drogi i patrząc na mnie, a ja przygryzłam policzek od środka, żeby powstrzymać się od zarumienienia się w lekkim zawstydzeniu przez jego komentarz.
- Dobrze wiedzieć – wymamrotałam, śmiejąc się lekko, gdy uśmiechnął się do mnie promiennie, a ja przyłożyłam kubek do moich ust... boże Justin jest dobry w robieniu kawy... jest też dobry w innych rzeczach, ale wiecie... nie dochodźmy do momentu, w którym będę chciała ściągnąć jego ubrania, bo boli mnie wagina...
Reszta drogi minęła nam w komfortowej ciszy, przerwanej od czasu do czasu gadką szmatką, zanim dotarliśmy nie tylko do drogi do rodziców Justina, ale też moich...
Wykrzywiłam się widząc ich dom, zanim zdałam sobie z czegoś sprawę... nie będzie ich na lunchu...prawda?
Czułam jak moje ręce stają się lekko lepkie na tą myśl, gdy Justin przełączył coś na dachu swojego samochodu, a ja zobaczyłam jak brama do domu jego rodziców zaczęła się otwierać. Zaparkował na samym szczycie podjazdu, a ja przełknęłam ślinę, nie będąc w nastroju na resztę mojej kawy.
Wyłączył silnik zanim spojrzał na mnie, mały uśmiech, który był na jego twarzy, przerodził się w grymas.
- Co jest? - spytał mnie, kładąc rękę na moim udzie, które było pokryte materiałem moich skóropodobnych spodni. Przejechał kciukiem po małym srebrnym zamku, który przechodził przez moje udo, sprawiając, że na niego spojrzałam.
- Co jeśli moi rodzice tam są? - spytałam, czując jak siniaki, które powoli znikały z mojej szyi, nagle zaczęły boleć.
- Jeśli tam są, to będziesz przez cały czas ze mną... proste – odpowiedział, ściskając moje udo lekko chcąc mnie podnieść na duchu, a ja przytaknęłam powoli, czując się lekko uspokojona przez jego słowa. - Chodź – powiedział, posyłając mi uśmiech, zanim otworzył swoje drzwi, a ja zrobiłam to samo.
Postawiłam mój obcas na odśnieżonym podjeździe, wciąż trzymając kubek w dłoni, gdy Justin podszedł do mnie.
Chwyciłam moją torbę i zamknęłam drzwi, przerzuciłam ją przez moje ramię, gdy poprawiłam kamizelkę ze sztucznego futra, którą miałam na sobie, puszyste przypalone i lekko jasne włosy łaskotały mnie w szyję, ale to zignorowałam... moja głowa wciąż była zajęta scenariuszami z moimi rodzicami, którzy mogli tu być po tej... nocy...
- Będzie okej – powiedział, wyciągając do mnie rękę, a ja ją wzięłam, tylko po to, żeby wyślizgnęła się z mojej, gdy podeszłam do niego, a on zarzucił swoje ramię na mnie, obejmując mnie w pasie. - Po prostu zostań ze mną przez cały czas, jeśli chcesz – powiedział, a ja odwróciłam się do niego.
- Nie chcę być ciężarem, który łazi za tobą w kółko – odpowiedziałam, a on się uśmiechnął.
- Nie jesteś dla mnie ciężarem... definitywnie nie jesteś – powiedział, całując mnie szybko w policzek, a moje serce zabiło nagle w mojej klatce piersiowej, gdy moje policzki się zaróżowiły. - Możliwe, że wykorzystam to całe całuj mnie kiedy chcesz do maksimum – zaśmiał się, a ja zamruczałam z małym uśmiechem na mojej twarzy, gdy weszliśmy razem na schody wejściowe, a grupa ludzi w białych uniformach przeszła obok nas z tacami w ich rękach.
Spojrzałam na nich gdy to robili, obserwując jak schodzą do drugiej strony domu, a potem znikają.
- Widzę, że twoja mama idzie na całość przy świętach – powiedziałam, odwracając się do Justina, gdy weszliśmy do domu.
- Zawsze tak robiła... tylko dlatego, że zawsze pracuje i wszyscy możemy być razem jak rodzina tylko na święta – wytłumaczył, a ja zamruczałam, lekko zazdrosna troską jaką Justin otrzymywał od swoich rodziców.
Wypuściłam mały oddech patrząc na moje stopy, zanim spojrzałam w górę.
Przeszliśmy przez przedpokój i do salonu. Był on połączony z drzwiami, które prowadziły do salonu, ale zamiast zobaczyć roślinność, przestrzeń była zakryta dużym namiotem.
Mieli rozłożony dywan na podłodze, a otwarcie dużego, białego namiotu było zaraz przy domu, więc ciepło nie uciekało.
- Wow – wymamrotałam cicho, gdy przechodziliśmy, moje ręce lekko się trzęsły, ponieważ im dalej szliśmy tym temperatura stawała się niższa.
Ludzie siedzieli przy białych kwadratowych stołach, które były ustawione wzdłuż namiotu, a pośrodku znajdowała się pusta przestrzeń. Mogłam zobaczyć Pattie i Jeremy'ego na końcu namiotu, rozmawiających z mężczyzną, który trzymał teczkę w ręce.
- Okej, więc po bokach? - powiedział, gdy do nich podeszliśmy, a Pattie przytaknęła, uśmiechając się, zanim odwróciła się do nas.
- Wesołych Świąt! - powiedziała radośnie przytulając Justina, zanim podeszła do mnie, gdy postawiłam kubek na krawędzi stołu, który był najbliżej.
Uśmiechnęłam się odwzajemniając uścisk, zanim się ode mnie oderwała i przytrzymała mnie za ramiona.
- Wszystko w porządku kochanie? - spytała, odnosząc się najprawdopodobniej do tego co się stało na balu Jeremy'ego.
- Tak, jest okej – powiedziałam zgodnie z prawdą, a ona wykrzywiła twarz.
- Jakbym wiedziała, że on taki jest, to bym nie pozwoliła, żeby przebywał w tym samym pomieszczeniu co ty – powiedziała do mnie, gdy Justin poszedł przywitać się ze swoim tatą. - Ale cieszę się, że wszystko z tobą w porządku – powiedziała, sprawiając, że uśmiechnęłam się na troskę, z którą nie miałam kontaktu nawet jak byłam dzieckiem.
Była odświeżająca w lekko emocjonalny sposób.
- Hazel – powiedział Jeremy, a ja oderwałam się od Pattie, widząc go stojącego obok Justina. - Chodź tu słońce – zaśmiał się, a ja uśmiechnęłam się przytulając go, gdy już do niego dotarłam.
- Przepraszam za tamten wieczór – przeprosiłam, a on potrząsnął głową.
- Nie martw się tym, jeśli jest z tobą w porządku, to tylko to się liczy – powiedział, a ja przełknęłam ślinę, gdy to samo uczucie zakradało się do mnie. - Plus, jeśli to ci poprawi humor, odwołaliśmy jego zaproszenie na lunch – powiedział, a uśmiech pojawił się na mojej twarzy. - I dostał opieprz od Pattie, która go zastraszyła – powiedział z małym uśmiechem, a ja spojrzałam na Pattie.
- Doceniam to – powiedziałam, a Jeremy zaśmiał się, ściskając mnie, zanim mnie puścił i powiedział nam, że musi zobaczyć z Pattie co u ludzi w środku.
- Lubią cię – usłyszałam głos Justina za mną i odwróciłam się na pięcie.
- Kto by nie lubił – droczyłam się z nim, a on przewrócił oczami rozbawiony, zanim usłyszał swoje imię wołane przez jego młodszego brata.
- Jest tak kurewsko zimno – usłyszałam jak Joshua przeklina, a następnie mamrocze przeprosiny do Pattie, która zmrużyła na niego oczy, kiedy przechodził obok niej.
- Ubierz się cieplej debilu – powiedział Justin, a ja zaśmiałam się, gdy Joshua rzucił mu piorunujące spojrzenie, przedrzeźniając jego słowa.
- Ah Hazel – powiedział, a ja się uśmiechnęłam. Spotkaliśmy się tego dnia, kiedy moja mama pojawiła się u nich w domu. Na początku to było niezręczne spotkanie, ponieważ moje oczy były zapuchnięte i nie byłam w najlepszym humorze, ale Joshua sprawił, że się uśmiechnęłam, gdy zaczął nabijać się z Justina.
I to co myślałam, było prawdą. Byli parą dobrze wyglądających braci.
Naprawdę mieli gen w tej rodzinie, który sprawiał, że byli w chuj gorący.
- Wesołych Świąt – powiedział podchodząc do mnie i mnie przytulając, a ja zaśmiałam się lekko z Justina, który spojrzał na brata dziwnym spojrzeniem.
- Josh, ty nigdy nie przytulasz nikogo oprócz mamy, nie jesteś przytulanką... - powiedział, gdy Joshua został przy mnie, sprawiając, że się zaśmiałam.
- Dla Hazel mogę być czymkolwiek chce – powiedział ze znaczącym uśmieszkiem, a Justin przewrócił oczami, odrywając Josha ode mnie, a ja zadrżałam, gdy lekka zimna bryza dmuchnęła w nas, a wahająca się temperatura sprawiła, że na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka.
- Chcesz wejść do środka? - spytał Justin, zauważając to, a ja potrząsnęłam głową, biorąc kubek mojej nieskończonej kawy ze stołu i napiłam się z niego, tylko po to, żeby wykrzywić twarz w grymasie na letni smak.
- Justin ją zrobił? - spytał Joshua zauważając moją reakcję, a ja przytaknęłam, odrywając się od kubka, sprawiając, ze się zaśmiał, ale zanim mogłam mu wyjaśnić, że chodzi o temperaturę napoju, a nie smak, to się odezwał. - Chodź, zrobię ci lepszą kawę – powiedział poruszając brwiami, gdy odszedł ode mnie po tym jak zabrał mój kubek z moich rąk, z czego lekko się zaśmiałam.
- Przysięgam, on jest stuknięty – Justin powiedział, przechodząc obok mnie i wyciągając do mnie swoją rękę, którą złapałam.
Moje ciało zadrżało lekko w satysfakcji, gdy ciepło z jego dłoni weszło w kontakt z moją zimną, czego rezultatem było zamknięcie jego dłoni w uścisku z moich dwóch rąk, co sprawiło, że na mnie spojrzał.
- Jesteś jak chodzący grzejnik – powiedziałam, a on uśmiechnął się, gdy przechodziliśmy obok stolików w stronę salonu.
- Mamo – usłyszałam jak woła Joshua, zanim usłyszałam zbliżający się głos Pattie... Przysięgam, że ona przed chwilą była w namiocie... co do...
- Tak kochanie? - spytała przejeżdżając ręką przez swoje włosy.
- Gdzie nie możemy wchodzić? - spytał.
- Do sali balowej i do dwóch gościnnych pokoi na tym piętrze – odpowiedziała, a moje oczy powiększyły się na słowa sala balowa... cholera, jak duży był ten dom?
- Okej – wymamrotał bardziej do siebie niż do kogoś innego, zanim znów zaczął iść, tym razem do kuchni, gdy Pattie zawołała Jeremy'ego.
- Dobra, patrzysz bracie? - Joshua dokuczał Justinowi, który prychnął, gdy przeszliśmy przez drzwi do kuchni, a ja ugryzłam się w język, żeby powstrzymać się od zaśmiania się z nich...
Słyszałam jak Joshua nuci pod nosem, gdy Justin i ja oparliśmy się o blat, obserwując go celowo przez parę minut, gdy otwierał szafki w poszukiwaniu rzeczy...
- Ja robię lepszą kawę, prawda? - Justin spytał cicho w moje ucho, gdy się pochylił, a ja spojrzałam na niego, moje oczy oderwały się od niego i spojrzały na jego brata, który teraz cierpliwie czekał przy blacie i bezmyślnie mieszał łyżką w pustym kubku.
- Nie wiem, jeszcze nie spróbowałam tej od Josha – odpowiedziałam, a on zamruczał w sposób jakby mówił naprawdę? Zanim się odezwał.
- Ja wiedziałem, że chcę cię przelecieć, zanim spróbowałem twojej cipki, więc... - uśmiechnął się znacząco, gdy powiedział to tak, żebym tylko ja mogła usłyszeć, a moje oczy się poszerzyły przez jego słowa i ciepło napłynęło do moich policzków, sprawiając, że zaśmiał się pewny siebie. - Aww, rumieni się – zagruchotał, śmiejąc się.
- Pieprz się – odpowiedziałam z zaskoczonym uśmiechem, moje policzki wciąż płonęły, gdy się znacząco uśmiechał.
- Ty to zrobiłaś kochanie, w sumie to parę razy ostatniej nocy – zauważył, a ja odepchnęłam go żartobliwie, zanim podeszłam do Josha, który skończył robić moją kawę.
- Proszę bardzo – powiedział uśmiechnięty, a ja wzięłam od niego kubek, gdy spojrzał na mnie. - Wszystko okej? - spytał zaciekawiony, patrząc na mnie a potem przez moje ramie prawdopodobnie na Justina... pytał pewnie dlatego, że moja twarz wciąż była czerwona przez upokorzenie i lekki zawrót głowy, spowodowany komentarzem Justina... głupi dupek.... głupi piękny dupek...
- Jest okej – wymamrotałam do niego z małym uśmiechem, gdy napiłam się chicho kawy którą mi zrobił, krzywiąc się lekko, gdy poparzyłam sobie wargę, ale to nie powstrzymało mnie od napicia się jeszcze raz, gdy cicho ją oceniałam.
- I... - Justin ciągnął zza mnie, gdy ją połknęłam, patrząc na Josha, który miał wzrok pełen nadziei, gdy jego starszy brat podszedł do niego i stanął obok.
- Justin robi lepszą kawę – powiedziałam, śmiejąc się cicho, gdy Joshua wydął dolną wargę, a Justin wydał z siebie dumne mówiłem...
- Oh przestań, zrobiłem ją idealnie – zaskomlał, a ja się uśmiechnęłam.
- Justin wie, że lubię ją słodszą – odpowiedziałam, a on wypuścił oddech, patrząc na Justina.
- Nawet nie jesteście razem, a ty tyle o niej wiesz – powiedział, a ja uniosłam brwi na jego słowa.
- Wie o naszym udawanym związku – wyjaśnił Justin, a ja wydałam z siebie oh, gdy Joshua otworzył szafkę, zanim złapał cukierniczkę i podał mi ją.
- Na twoje cukrowe potrzeby – powiedział z dramatycznym grymasem, a ja zaśmiałam się lekko, dziękując mu, zanim postawiłam kubek i wsypałam kolejną łyżeczkę cukru, zanim pomieszałam i patrzyłam jak brązowa ciecz kręci się w kółko, gdy Joshua i Justin zaczęli rozmawiać.
- Doświadczenie w pracy? - spytał Justin, a ja spojrzałam na nich, gdy odstawiłam cukierniczkę przy wyłożonej kafelkami ścianie, zanim podniosłam łyżkę.
- Tak, chce mieć otwarte opcje, bo ty, mama i tata macie inne profesje i ja nie mam pojęcia co chce robić – powiedział zza mnie Joshua, gdy położyłam łyżkę do zlewu, zanim podeszłam do nich z moją teraz słodszą kawą.
- Spytaj o to mamę – powiedział Justin, a gdy to robił napiął szczękę, co tylko sprawiło, że spojrzałam na malinkę pod nią.
Przeklęłam cicho, gdy zdałam sobie z tego sprawę.
- Hazel – powiedział Joshua, a ja zamruczałam, moje oczy wciąż patrzały na malinkę Justina, jakby moje gapienie mogło sprawić, że zniknie... Ja swoje na szyi zakryłam makijażem... może mogłabym zaciągnąć Justina do łazienki i jego też zakryć... na pewno jest ich więcej niż jedno, bo święty panie, ja mam ich pełno. - Gapisz się na Justina, przestań – zaśmiał się Joshua, a ja odwróciłam wzrok do niego, mamrocząc przepraszam, gdy chwilowo spojrzałam na Justina, który uśmiechał się pewny siebie. - Ale pytałem, co zrobiłaś, żeby zdobyć doświadczenie w pracy? - spytał, a ja przełknęłam moją kawę.
- Pracowałam w paru biznesach marketingowych w Miami – zaczęłam. - Ale potem zaczęłam mieć więcej pracy na studiach, więc skupiłam się na nich – odpowiedziałam, a on przytaknął.
- Na jakim kierunku byłaś? - spytał, naprawdę ciekawy.
- Matematyka stosowana – powiedziałam dumna, a jego oczy się rozszerzyły.
- Co kurwa – powiedział zszokowany, a ja się uśmiechnęłam, pijąc moją kawę, gdy się zaśmiałam, kiedy znowu się odezwał. - To znaczy, że jesteś chodzącym kalkulatorem – powiedział, a ja zamruczałam, zanim zmrużył na mnie oczy. - Poczekaj tutaj – powiedział do mnie, patrząc pomiędzy Justina i mnie, zanim wybiegł z pomieszczenia.
- Wygląda na to, że każdy w mojej rodzinie cię lubi – zaśmiał się Justin z uśmiechem na twarzy, a moje usta wygięły się o kubek, ale zanim mogliśmy powiedzieć coś jeszcze, Joshua wbiegł do kuchni z kalkulatorem w ręce. - No i się zaczyna – wymamrotał Justin, a ja zaśmiałam się lekko, gdy Joshua posłał mi wyzywające spojrzenie.
- Chcę cię sprawdzić – powiedział z małym uśmieszkiem, a Justin wypuścił oddech.
- Joshua przestań.
- Nie martw się – przerwałam Justinowi, a on spojrzał na mnie. - Może mnie przetestować – powiedziałam, a Justin spojrzał pomiędzy mnie i swojego brata wzruszając ramionami. - Masz papier? - spytałam, a Joshua cmoknął wyrażając dezaprobatę.
- Nie, licz w głowie.
- Okej – powiedziałam pewna siebie.
- Gotowa?
- Jak nigdy dotąd – powiedziałam biorąc kolejny łyk kawy, zanim zaczął klikać coś na kalkulatorze.
- Ile jest 196 razy 248? - spytał, a Justin prychnął.
- Musisz zacząć powoli, co do cholery.
- Ale ona powiedziała, że ma dyplom w matematyce więc się zam-
- 48608 – powiedziałam, sprawiając, że oboje się zamknęli, a ja niewinne piłam kawę.
Justin zabrał kalkulator od Josha, zanim spojrzał na niego, a jego oczy się rozszerzyły, gdy następnie spojrzał na mnie.
- Jak ty do cholery to policzyłaś? - spytał, jakby nie mógł w to uwierzyć, a ja uniosłam brwi.
- Sądziłeś, że nie potrafię? - spytałam, a on przytaknął, wciąż z szeroko otwartymi oczami. - Nie jesteś jedyny, który jest mądry, wiesz o tym? - droczyłam się z nim, na co Josh parsknął, gdy Justin zmrużył oczy, zanim spojrzał na kalkulator, wciskając małe guziki, zanim nacisnął znak równania.
- Idź powoli poszło się jebać – Joshua prychnął, patrząc na numery, które Justin wcisnął na kalkulatorze.
- 2394 razy 56 – wyzwał mnie Justin z zadowolonym z siebie spojrzeniem, a ja celowo udałam, że jestem zszokowana przez numery, co sprawiło, że znaczący uśmieszek powoli wkradał się na twarz Justina. - Już nie jesteś taka pewna, praw -
- 134064 – odpowiedziałam, a Justin zmrużył swoje oczy, zanim on i Joshua spojrzeli na kalkulator.
- Kurwa człowieku, ona naprawdę jest chodzącym kalkulatorem – powiedział podekscytowany Joshua.
- Nie lekceważ mnie – powiedziałam, klepiąc Justina po policzku, zanim oparłam się o blat, widząc jak Justin na mnie patrzy z małym uśmiechem na twarzy.
- Masz jeszcze jakieś ukryte talenty? - spytał Joshua, a ja zaśmiałam się delikatnie, trzęsąc głową, zanim Justin się odezwał.
- Oh, ma... - powiedział, sprawiając, że spojrzałam na niego z uniesionymi brwiami, gdy przełknęłam moją kawę. - ale tylko ja o nich wiem dodał z cwanym uśmieszkiem, a ja lekko się zadławiłam, połykając tyle kawy ile mogłam, gdy zaczęłam kaszleć przez jego komentarz.
- Pieprzyliście się? - Joshua uśmiechnął się znacząco, a ja rzucałam złowrogie spojrzenie Justinowi, gdy odchrząknęłam, próbując pozbyć się łaskoczącego uczucia w gardle, gdy Justin przytaknął, sprawiając, że lekko go popchnęłam.
- Dupek – zajęczałam, zakrywając moje usta, gdy Joshua poruszył brwiami, patrząc na mnie z małym uśmieszkiem... który pasował do tego, który był na twarzy Justina, gdy odeszłam od tej sytuacji.
- Koleś, zabezpieczaj się... nie jesteście nawet razem – powiedział zza mnie Joshua, gdy wylałam resztę kawy do zlewu i odkręciłam kran, żeby umyć kubek.
- Bierze tabletki – zaśmiał się Justin, a ja odwróciłam głowę, patrząc na niego złowrogo.
- Może mu jeszcze powiesz jaka jest moja cipka – zachęciłam go sarkastycznie, gdy myłam kubek.
- Ciasna... naprawdę ciasna – powiedział, a ja sapnęłam, rzucając w niego zapienioną gąbką, z czego zaśmiał się głośno, gdy jej uniknął, a Joshua potrząsnął głową, śmiejąc się.
- Dupek – zaskomlałam, a on uśmiechnął się do mnie szeroko, ruszając swoimi brwiami. - odpłacę ci się... nie martw się – odpowiedziałam, a on wzruszył ramionami, wciąż się ze mnie śmiejąc... Joshua robił to samo.
- Wiem, że powiedziałaś, że mam cię nie lekceważyć – powiedział. - Ale i tak to zrobię – skończył, a ja zamruczałam.
- Nie wierzysz mi? - spytałam go, odnosząc się do faktu, że uważał, że mu się nie odpłacę.
- Nie – zaśmiał się.
- Okej – odpowiedziałam zwyczajnie.
- Okej? - spytał Justin, jego rozbawiony uśmiech lekko zmalał, na moje prostolinijne słowa.
- Okej – powtórzyłam.
- Brzmicie jakbyście odtwarzali Gwiazd Naszych Wina – powiedział Joshua. - Ale cholera, Jay, ona rozerwie cię na strzępy – powiedział, mówiąc o mnie, a ja uśmiechnęłam się niewinnie. - Naprawdę to zrobi, zobacz na to jej złowieszcze spojrzenie – zaśmiał się, gdy Justin na mnie spojrzał, lekko przerażony tym jak mój nastrój szybko zmienił się z wkurzonego na spokojny.
- Twój brat tak dobrze mnie zna – powiedziałam do Justina, gdy postawiłam mokry kubek na suszarce i wytarłam ręce, po zakręceniu kranu.
- Haze – powiedział Justin, a ja zamruczałam, patrząc na niego... Tylko się z nim droczyłam, ale dokuczanie Justinowi było fajne... - Przepraszam – powiedział, a ja znowu zamruczałam, sprawiając, że spojrzał na mnie zmęczonym spojrzeniem.
- Masz przechlapane – zaśmiał się Joshua zza Justina, gdy on podchodził do mnie.
- Haze, mówię poważnie... Przepraszam – podkreślił cicho, stojąc teraz przede mną, gdy ja stałam z rękoma założonymi na piersi i lekkim uśmiechem na twarzy... cholera, bał się mnie... cóż, wykorzystam to na przyszłość...
- Naprawdę? - spytałam, a on przytaknął, gdy moje oczy spojrzały na Josha, który cieszył się show. - Nie wierzę ci – powiedziałam, przedrzeźniając go, kiedy nie wierzył, że się na nim odegram.
Wydął lekko wargę, biorąc krok do przodu, co sprawiło, że ja wzięłam jeden to tyłu i oparłam się o blat, unosząc brwi.
- Mogę ci to wynagrodzić? - spytał, biorąc moją dłoń w swoje obie i delikatnie przejeżdżał po moich knykciach swoimi kciukami.
- Jak? - spytałam, ciepło z jego rąk powoli wędrowało przeze mnie.. co sprawiło, że pieniłam się w środku.
- Tak, że... - ciągnął, ściągając usta na jedną stronę, zanim znowu się odezwał. - Zabiorę cię gdzieś – powiedział, a ja uniosłam brwi.
- Że na randkę? - wtrącił się Joshua.
- Że na randkę – zaśmiał się Justin, a ja spojrzałam na niego, widząc, że na jego ustach pojawia się uśmiech.
- Zapraszasz mnie na randkę? - spytałam, powstrzymując się od uśmiechu.
- Tak... - ciągnął, zanim odchrząknął. - Tak – powiedział bardziej pewny siebie, a ja się uśmiechnęłam. - Pójdziesz ze mną na randkę? - spytał, a ja drocząco spojrzałam na niego, jakbym o tym myślała.
- Powinnam mu pozwolić? - spytałam Josha, wyginając szyję, żebym mogła go zobaczyć, ponieważ Justin stał naprzeciwko mnie.
- Myślę, że tak... - powiedział, kontynuując z małym uśmieszkiem, gdy zaczął wychodzić z kuchni. - No bo...- powiedział, przeciągając słowa, gdy oboje czekaliśmy na koniec jego wypowiedzi. - To by pasowało i byłby to dla was kolejny krok, skoro oboje się lubicie i się pieprzyliście – powiedział szybko, gdy wybiegł z kuchni, zanim któreś z nas mogło coś powiedzieć.
Co do....
- Dostanie za swoje – wymamrotał Justin z różowymi policzkami, po tym jak spojrzałam na nasze ręce, a potem znowu na niego... Nie myślałam w sumie o tej całej sprawie, że lubię Justina... Znaczy, wiem, że go lubię, ale dużo o tym nie myślałam... hm.... - Ale ignorując go – powiedział Justin, a ja powstrzymałam się od uśmiechu, gdy wyglądał na trochę zdenerwowanego przez słowa swojego brata. - Umówisz się ze mną? - spytał, a ja spojrzałam na niego, mały uśmiech pojawił się na moich ustach, gdy przytaknęłam na jego pytanie.
- Kurwa wreszcie – powiedział Joshua zza drzwi, a my oboje odwróciliśmy się w kierunku jego głosu, na co jego oczy się rozszerzyły, gdy Justin oderwał się ode mnie i pobiegł za nim, sprawiając, że się uśmiechnęłam, gdy ich obserwowałam... po głowie kręciła mi się tylko jedna myśl...
Idę na randkę z Justinem...

>><<

Justin's POV:

- Naprawdę to zrobiła? - spytał Theo z szerokimi oczami, a ja przytaknąłem, śmiejąc się.
- Moja mama dosłownie groziła twojemu ojcu i powiedziała, że jeśli kiedykolwiek położy swoją rękę na Hazel albo na jakiejkolwiek innej kobiecie, będzie musiał spotkać się z jej gniewiem - uśmiechnąłem się, a ona wymamrotał cholera sprawiając, że się zaśmiałem.
Była teraz godzina 15, a namiot wypełnił się ludźmi, w większości rodziną, ale niektórzy byli partnerami biznesowymi.
- Wszystko okej z napojami? - usłyszałem mojego ojca zza mnie, jego ręka spoczęła na moim ramieniu, a ja spojrzałem na niego, gdy ja i Theo siedzieliśmy na samym końcu stołu, z wolnymi krzesłami obok nas dla Tatiany i Hazel.
- Jest okej - powiedziałem, podnosząc moje piwo, a on wymamrotał dobrze do siebie z uśmiechem, zanim przeszedł do ludzi obok nas, sprawdzając, czy smakuje im jedzenie i picie.
- Twoja rodzina robi najlepsze święta - powiedział Theo, patrząc na czerwony, zwiewny materiał, które był zawieszony na ścianach namiotu.
Cała rzecz wyglądała jakby była wycięgnięta z książki o świętach, jeśli mam być szczery.
Moja mama poszła na całość i to sięopłaciło. Nie tylko wszystko wyglądało niesamowicie, ale też nie było przesycone dodatkami, czego nienawidziłem.
Stoły były pokryte małymi kawałkami brokatowego konfetti, koło każdego stołu leżała mała zabawka bożonarodzeniowa z niespodzianką oraz na każdym stole były małe świeczki płwające w wazie w kształci cylindra, któa była wypełniona wodą i płatkami róży... proste, ale efektywne.
- Moja mama szaleje każdego roku - zaśmiałem się, sącząc moje piwo, a on przytaknął zgadzając się.
- Robi świetną robotę - powiedział, a ja uśmiechnąłem się połykając alkohol, gdy automatycznie przesuwałem oczy po ludziach, którzy tu byli.
Niektórzy stali wokół stołów, inni stali po środku pustej przestrzeni, rozmawiając ze sobą i uśmiechając się, gdy stukali się kieliszkami szampana.
- Ciekawe co tak długo jej zajmuje - wymamrotał Theo, a ja odpowiedziałem.
- Z Tatianą? - spytałem, a on przytaknął. - Pewnie znalazła Hazel i zaczęły rozmawiać, wiesz jakie są kobiety - odpowiedziałem, a on zaśmiał się zgadzając się ze mną przez skinięcie głową, gdy wziął łyk swojego piwa.
Wypuściłem oddech, drapiąc się po szczęce, gdy odchyliłem się na krześle, moje ramię spoczęło na tym, na którym powinna siedzieć Hazel, a w mojej ręce trzymałem moje piwo.
Moja noga tupała niecierpliwie o podłogę, gdy też zastanawiałem się gdzie do cholery była Hazel i Tatiana... to satysfakcjonujące uczucie, które przepływało przez moje żyły po ostatniej nocy, powoli zaczynało znikać i zostawało zastąpione przez irytujące uczucie, którego wcale nie lubiłem...
- Gdzie jest Hazel? - spytałem jak ktoś pyta zza mnie i odwróciłem się, żeby zobaczyć mojego brata ze skrzydełkiem kurczaka w jednej ręce i serwetką w drugiej.
- Weszła do środka - odpowiedziałem, a on zamruczał zanim usiadł na wolnym krześle obok mnie.
- Jej brat wie, że udajecie? - spytał mnie cicho, gdy usiadł, żeby Theo nie słyszał, a ja potrząsnąłem głową, a on przytaknął, wgryzając się w mięso, gdy ja znów zacząłem patrzeć na ludzi.
Nie wiem czemu, ale miałem dziwne uczucie... było frustrujące i w ogóle nie dodawało mi otuchy.
- Wszystko okej? - Theo mnie spytał, a ja skanowałem tłum jeszcze raz, jakbym kogoś szukał, ale nie wiedziałem kogo...
- Tak - odpowiedziałem cicho, prostując się na moim krześle, gdy moje oczy zatrzymały się na pewnej blondynce.
Pozwoliłem moim oczom podążać za nią, gdy wciąż była odwrócona do mnie tyłem, gdy podeszła do kogoś. Dalej się na nią gapiłem, ignorując sposób w jaki mój ciekawski brat mnie zawołał, gdy obserwował kobietę, która stanęła naprzeciwko kogoś, zanim odwróciła się do mnie i posłała mi cwany uśmieszek, jakby wiedziała, że ją obserwowałem.
- Justin, halo... - powiedział Theo, machając ręką przed moją twarzą, gdy ja przełknąłem ślinę i wstałem, patrząc gniewnie na Natalię.
- Co ty robisz? - spytał Joshua, gdy postawiłem moją szklankę na stole.
- Pozbywam się nieproszonych gości - powiedziałem ostro, frustracja przeciekała przez moje żyly, gdy odepchnąłem krzesło moją rękę i szedłem w stronę pary diabłów, po tym jak obszedłem stół dookoła.
Ale zanim mogłem podejść do Trenta i Natalii, którzy uznali za kuszące testowanie mojej cierpliwości, zostałem zatrzymany przez czyjeś ramie.
- Justin - wydyszała Tatiana, a ja odwróciłem się, żeby zobaczyć ej oczy rozszerzone w panice i jej zaczerwienione policzki, co sprawiło, że moje serce zaczęło mocniej bić w mojej klatce piersiowej przez jej widok.
Co jest kurwa...
- Co się stało? - spytałem, odwracając się chwilowo, żeby zobaczyć, że Trent i Natalia zniknęli z zasięgu mojego wzroku, co sprawiło, że krew się we mnie zagotowała, zanim znów odwróciłem się do Tatiany, gdy się odezwała.
- Hazel - wydyszała, wciąż próbując złapać oddech, a ja przełknąłem śliną, żeby ją spytać, o co jej do cholery chodzi, ale zostałem powstrzymany.
- Gdzie byłaś i dlaczego nie ma z tobą Hazel? - spytał Theo z niepokojem, stając za mną i patrząc na swoją dziewczynę zatroskanym wzrokiem. - Co się stało? - zażądał odpowiedzi, a Tatiana wypuściła płytki oddech i wyglądała na przerażoną i spanikowaną zanim odpowiedziała.
- Twój ojciec tu jest - wyrzuciła z siebie, a mały pisk opuścił jej usta. - ... i jest z Hazel...

----------------------------
Holaaa
Cierpie w domu bez internetu i robie sobie teraz hotspot z telefonu nienawidzę życia.
Myslałam nad zakończeniem tego tłumaczenia na tym blogu i zostaniu tylko przy wattpadzie, bo pod 18 rozdziałem było cienko z komentarzami, no ale pod 19 było troche lepiej, więc na razie zostaje, ale musicie sie postarać ehhh.
+ ZACZYNAM NOWE TŁUMACZENIE, ALE BĘDZIE TYLKO NA WATTPADZIE (CHYBA).
JESTEM NIM NAPRAWDĘ PODEKSCYTOWANA BO JEST TROCHĘ FANTASY I PARANORMALNE, OCZYWIŚCIE, GŁÓWNYM BOHATEREM JEST JUSTIN, ALE W FF NAZYWA SIĘ JASON MCCANN. ;'))
W razie pytań 
(KTOŚ SIĘ MNIE SPYTAŁ CZY ZROBIĘ WIECZÓR O SOBIE I JAK CHCECIE TO BARDZO CHĘTNIE. ;) 
ASK: http://ask.fm/fanficspl
KOTEK: https://curiouscat.me/snapitzbiebur

9 komentarzy: